tu właśnie siedzę. w maku. ponieważ w piątek, czyli całe wieki temu, padł mi modem. internet na abonament niby zajebista sprawa, bo nie trzeba kraść z nikąd, szlajać się po free-spot'ach ani też kupować małowydajnych kart do lapka - ale jak widać też zawodzi ;C
poczatkowo myślałam, że to moja wina. zazwyczaj jak coś się w komputerze pierdoli to nie dlatego, że technika mnie nie kocha (chociaż ewidentnie nie kocha) ale właśnie dlatego, że coś mi się samo nacisnęło/samo upadło/samo wylało/samo wyłączyło albo nie mam pojecia jak to się (SAMO) stało.
odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że to jednak modem nawalil - wyjątkowo nie ja. Aczkolwiek teraz, z perspektywy czasu, myślę, że byłoby łatwiej gdybym to jednak sama zepsuła. Łatwiejsze do ogarnięcia, aniżeli dzwonienie do kolesia, który zamawiał neta, proszenie go zeby znalazł papiery i zapierdalanie do biura telenora domagajać się naprawienia modemu albo wymiany. Jeszcze nie opierdalałam ludzi od internetu po angielsku, ale założę się, że polskie 'kurwa' zrozumieją bez większych trudnośći. damy radę.
niestety nie spotykamy się w makdonalds, misie. bo Was tu nie ma. ani ciałem, ani duchem. Dziwne, pewnie uskuteczniacie jakieś eventy, skoro Was w niedzielne popoludnie na necie nie ma. dziwne, dziwne bardzo.
Stasznie szybko strzelił mi ten miesiąć, poważnie. Mam nadzieje, że z kolejnymi będzie podobnie. Chcę już być w Wawje i zacząć żyć moim życiem naprawdę. To tutaj taktuję jako etap przejściowy, bo pomimo tego, że możliwośći zostania na stałe są, to jednak serduszko mnie jeszcze do niewdzięcznej Polszy trochę ciągnie. Chciałabym fruwać po świecie, a jak. Ale chyba miło mieć jakąś bazę, stały punkt wypadowy, nazywany czasem domem.
ZAGADKA DNIA: zagnijcie KTO nie miał papierocha w ustach od poniedziałku, czyli już prawie tydzień ?
dzisiaj, czyli w niedzielę, jeszcze sobie pofolguję - ale od poniedziałku muszę zacząć uwazać i nie wsadzać wszystkiego zjadliwego do mordy, nawet jeśli mnie ssie. Bo co z tego, że pachnąco-niepaląca, skoro skończę tak:
niedziela, 1 lipca 2012
poniedziałek, 25 czerwca 2012
BoguŚ jak zwykle mnie zadziwia
Wszyscy bliscy wiedza jak to kiedys bylo z moja wiara, i wiedza tez jak to sie zmienilo po ostatnim pobycie w Japonii, poznawanie wielu ludzi z roznych stron swiata i z roznymi pogladami zawsze cos tam zmienia. Dziwiny jest ten swiat, mnie tez zmienilo, nie bede sie na ten temat rozpisywac - bo trwalo by to za dlugo, dluzej niz 60min msza w kosciele, po ktorej ludzie uwazaja ze sa swieci i ze zostana zbawieni. Ja do kosciola nie chodze, bo jedyne, co tam spotykalam to smrod starych ludzi, a jako ze jestem jeszcze piekna i mloda, nie cieszyly mnie takie spotkania.
Wczoraj wieczorem planowalam isc spac wczesniej, zeby obudzic sie o jakies normalnej godzine (w moim swiecie to jest 6:00) lecz karniaki okazaly sie wazniejsze. Mimo wszystko nastawilam budzik, i ja nie wiem jakich trikow uzywa moj mozg, ale czesto tak mam ze slysze budzik, wylaczam go i nawet tego nie pamietam. Nie wazne, technologia czasem zawodzi... Ale patrzcie kto nie zawiodl :D
Obudzilo mnie pikne sloneczko, az sie chce zyc!! Mimo ze teraz troche mocno wieje, ale i tak pobudka sloncem mega pozytywnie nastawia :)
Za dwa tygodnie wyjazd, powtarzam slowka z Profesorem Henrym, pracuje nad innym projektem, ktory zawsze chcialam zaczac ale nie bylo czasu (i odwagi). Jestem bardzo szczesliwa i w ogole jest bardzo fajnie!
Post niepodobny do poprzedniego, ale zycie, zycie jest nowela!
Kilka zdjec jeszcze:
Kot Pysia i pies Viki
Rodzina Zuborw, po ktorej mialam strasznego kaca i juz sie nigdy tego scierwa nie napije
Wczoraj wieczorem planowalam isc spac wczesniej, zeby obudzic sie o jakies normalnej godzine (w moim swiecie to jest 6:00) lecz karniaki okazaly sie wazniejsze. Mimo wszystko nastawilam budzik, i ja nie wiem jakich trikow uzywa moj mozg, ale czesto tak mam ze slysze budzik, wylaczam go i nawet tego nie pamietam. Nie wazne, technologia czasem zawodzi... Ale patrzcie kto nie zawiodl :D
Obudzilo mnie pikne sloneczko, az sie chce zyc!! Mimo ze teraz troche mocno wieje, ale i tak pobudka sloncem mega pozytywnie nastawia :)
Za dwa tygodnie wyjazd, powtarzam slowka z Profesorem Henrym, pracuje nad innym projektem, ktory zawsze chcialam zaczac ale nie bylo czasu (i odwagi). Jestem bardzo szczesliwa i w ogole jest bardzo fajnie!
Post niepodobny do poprzedniego, ale zycie, zycie jest nowela!
Kilka zdjec jeszcze:
Kot Pysia i pies Viki
Latajacy Pies Viki
To wszystko, nastepny post prawododobnie juz w trakcie pakowania :)
sobota, 23 czerwca 2012
from Stockholm, with love
Jak widać po tytule notki - udzielił mi się bondowski nastrój. Przeczytałam "Człowieka ze złotym pistoletem" i mogę z ręką na serduszku polecić, wszystkim tym, którym się już skończyły odcinki wszystkiego na iitv.info. Nie umiem zainstalować flesza 11 na kompie, bo jestem ofiarą losu, więc z braku laku dużo czytam. Na szczęście mam dobrego sąsiada i moje upośledzenie nie sięga aż tak daleko, żebym nie umiała zachomikować sobie e-booka. Jea.
Prezentuję turystyczne foto, zrobione starym jak świat (albo i bardziej) samsungiem z latarką:
Wysłałam kartki, bo kilka kolejnych osób przypomniało sobie o mnie i postanowiło podesłać mi adresy za co uprzejmie dziękuję. Fajnie tu w sumie, już się zaaklimatyzowałam i pogodziłam z losem. W takich wyjazdach fajne jest właśnie to, że nic nie rozprasza. Że można się w końcu zająć sobą, popracować nad dupą (crosstrainera używam, tak. Ale trochę to mało subtelne, że padre A. postanowił zaopatrzyć spot w owy sprzęt akurat wtedy, kiedy zakomunikowałam swój przyjazd. Teraz przynajmniej nie mam wymówki, że na siłownie za daleko, a biegać nie pójdę, bo zimno i pada. RUN BITCH.) oraz poogarniać trochę własną głowę, zacząć być poukładanym człowiekiem i usystematyzować rytm dobowy. Teraz już wiem, żeby nie otwierać dwóch dżemów jednocześnie, bo na przestrzeni dwóch tygodni nie zdążę ich SAMA opierdolić i, w koniec końców, spleśnieją - co jest marnowaniem pieniążków i bardzo nieekonomiczne oraz poniekąd aż wredne w skali globalnej.
Tak więc, umywszy uprzednio lodówkę, z której jebało trupem od zgniłych brokułów, dokonałam pierwszych w życiu W PEŁNI PRZEMYŚLANYCH zakupów spożywczych. Tak więc teraz w niej mam dużo pysznych wazyw, pokupowanych w liczbie sztuk: 1. Kupiłam też grejpfruty, bo się oszukuję bardzo, że skończę niedługo z czekoladowym nałogiem i bd żreć co rano połówkę grejpfruta z jajkiem i tekturowym-w-smaku organicznym musli zalanym mlekiem sojowym. YEA. Szczytny cel, tym bardziej, że normalnie śniadania zastępuje mi zestaw kawowo-papierosowy, a głód na serio zaczynam odczuwać dopiero kolo 12 - poźniej, jak już odpalę i rozgrzeję żołądek, wpierdalam do późnej nocy. NIE WOLNO TAK, MAGDO.
Magda mnie trochę słucha. Nie do końca, bo zawsze miała problem z autorytetami i pokorą, ale jest na dobrej drodze, żeby w końcu wyjść na ludzi. Magda też ostatnio trochę mi pojękiwała, bo nie była pewna, czy bardziej ją wkurwia czy smuci fakt, że niektórzy ludzie bardzo ją teraz olewają i nawet odbierając telefon późnym popołudniem (a za rozmowy międzynarodowe się wcale groszy, czy tam ore, nie płaci) potrafią jeszcze mieć pretensje, bo akurat spali. Chuj Ci w dupe, du. Hurts a lot. Ale takie życie, są misie warte kochania i misie wcale nie warte. Właśnie to jest dobre w wyjazdach, że się nabiera dystansu, patrzy trzeźwym okiem na świat i ludzi, na doświadczenia z przeszłości i wyciąga właściwe wnioski. Bo jeśli mam być fajna tylko jeśli jestem wystarczająco blisko, żeby móc powycierać smarki - to równie dobrze mogę nie być fajna ffcale. Troszę już przeżyłam, z czymś takim też sobie poradzę. Duża jestem, nie. Bogom niech będą dzięki, że mam teraz kilka poważniejszych spraw na głowie i emocjonalne rozterki schodzą niejako na dalszy plan.
ALE: na szczęście są na świecie ludzie, którzy o mnie pamiętają i nie dość, że odpisują na esemesiaki, odbierają telefon w środku nocy to potrafią nawet sami zadzwonić i przegadać pół godziny o wszystkim i niczym tylko po to, żebym się do końca niezforeweralołnowała ani nie skoczyła w afekcie z klifu, przerażona dorosłością. That's friends are for, podobno ;)
Fajnie w końcu dotrzeć do siebie, ogarnąć że wszystko to co się działo wpłynęło na to kim teraz jestem i wkońcu przestać hejtować przeszłość i zająć się przyszłością, która jest o tyle ważniejsza, że (jak ktoś kiedyś powiedział) "spędzisz w niej resztę życia".
xoxo
Prezentuję turystyczne foto, zrobione starym jak świat (albo i bardziej) samsungiem z latarką:
Focia została zrobiona na T-Centralen, które to jest jakiś pierdyliard razy większe od Żółkiewki i mnie przeraża, bo jest tam dużo różnych zakamarków, przy których łączą się wszystkie linie metra/pociągi/tramwaje/inne środki sztokholmskiej komunikacji miejskiej (za wyjątkiem promów) - więc mam dość spory problem ze zlokalizowaniem odpowiedniego wyjścia tudzież poziomu i śmiem wątpić, czy kiedykolwiek to w stu procentach ogarne ;)
A tutaj piękne niebo podczas Nocy Świętojańskiej, którą szwedzioszki zwą MIDSOMMAR i hucznie świętują, co objawia się zamknięciem wszystkich sklepów na 4 dni, postukiwaniem butelek zawierających różne pyszności z systemu oraz popierdalaniem w krótkich spodenkach/białych kiecach i wiankach z kwiatów na głowie, podczas gdy ja, emigrant, zachodzę w głowę jakim cudem oni wszyscy jeszcze nie zamarzli ;O
Alkohol albo krew wikingów - to musi być to.
Wysłałam kartki, bo kilka kolejnych osób przypomniało sobie o mnie i postanowiło podesłać mi adresy za co uprzejmie dziękuję. Fajnie tu w sumie, już się zaaklimatyzowałam i pogodziłam z losem. W takich wyjazdach fajne jest właśnie to, że nic nie rozprasza. Że można się w końcu zająć sobą, popracować nad dupą (crosstrainera używam, tak. Ale trochę to mało subtelne, że padre A. postanowił zaopatrzyć spot w owy sprzęt akurat wtedy, kiedy zakomunikowałam swój przyjazd. Teraz przynajmniej nie mam wymówki, że na siłownie za daleko, a biegać nie pójdę, bo zimno i pada. RUN BITCH.) oraz poogarniać trochę własną głowę, zacząć być poukładanym człowiekiem i usystematyzować rytm dobowy. Teraz już wiem, żeby nie otwierać dwóch dżemów jednocześnie, bo na przestrzeni dwóch tygodni nie zdążę ich SAMA opierdolić i, w koniec końców, spleśnieją - co jest marnowaniem pieniążków i bardzo nieekonomiczne oraz poniekąd aż wredne w skali globalnej.
Tak więc, umywszy uprzednio lodówkę, z której jebało trupem od zgniłych brokułów, dokonałam pierwszych w życiu W PEŁNI PRZEMYŚLANYCH zakupów spożywczych. Tak więc teraz w niej mam dużo pysznych wazyw, pokupowanych w liczbie sztuk: 1. Kupiłam też grejpfruty, bo się oszukuję bardzo, że skończę niedługo z czekoladowym nałogiem i bd żreć co rano połówkę grejpfruta z jajkiem i tekturowym-w-smaku organicznym musli zalanym mlekiem sojowym. YEA. Szczytny cel, tym bardziej, że normalnie śniadania zastępuje mi zestaw kawowo-papierosowy, a głód na serio zaczynam odczuwać dopiero kolo 12 - poźniej, jak już odpalę i rozgrzeję żołądek, wpierdalam do późnej nocy. NIE WOLNO TAK, MAGDO.
Magda mnie trochę słucha. Nie do końca, bo zawsze miała problem z autorytetami i pokorą, ale jest na dobrej drodze, żeby w końcu wyjść na ludzi. Magda też ostatnio trochę mi pojękiwała, bo nie była pewna, czy bardziej ją wkurwia czy smuci fakt, że niektórzy ludzie bardzo ją teraz olewają i nawet odbierając telefon późnym popołudniem (a za rozmowy międzynarodowe się wcale groszy, czy tam ore, nie płaci) potrafią jeszcze mieć pretensje, bo akurat spali. Chuj Ci w dupe, du. Hurts a lot. Ale takie życie, są misie warte kochania i misie wcale nie warte. Właśnie to jest dobre w wyjazdach, że się nabiera dystansu, patrzy trzeźwym okiem na świat i ludzi, na doświadczenia z przeszłości i wyciąga właściwe wnioski. Bo jeśli mam być fajna tylko jeśli jestem wystarczająco blisko, żeby móc powycierać smarki - to równie dobrze mogę nie być fajna ffcale. Troszę już przeżyłam, z czymś takim też sobie poradzę. Duża jestem, nie. Bogom niech będą dzięki, że mam teraz kilka poważniejszych spraw na głowie i emocjonalne rozterki schodzą niejako na dalszy plan.
ALE: na szczęście są na świecie ludzie, którzy o mnie pamiętają i nie dość, że odpisują na esemesiaki, odbierają telefon w środku nocy to potrafią nawet sami zadzwonić i przegadać pół godziny o wszystkim i niczym tylko po to, żebym się do końca niezforeweralołnowała ani nie skoczyła w afekcie z klifu, przerażona dorosłością. That's friends are for, podobno ;)
Fajnie w końcu dotrzeć do siebie, ogarnąć że wszystko to co się działo wpłynęło na to kim teraz jestem i wkońcu przestać hejtować przeszłość i zająć się przyszłością, która jest o tyle ważniejsza, że (jak ktoś kiedyś powiedział) "spędzisz w niej resztę życia".
xoxo
środa, 20 czerwca 2012
du: mózgu, cho spać.
mozg: cot, przecież jest jasno.

dwudziesta trzecia z minutami. ekstra. Rzygam różowym niebem i bardzo chcę, alby znowu sczerniało. Tęsknię do mroku i gwiazd. Dni mi się jakoś tak dziwnie zlewają.
PROFESKA UKRADZIONA Z NETA:
tyle o niebie, a wracając do nieco bardziej prozaicznych spraw: moim nowym osiągnięciem życia jest wyczyszczenie na błysk czegoś, co okazało się ujebanym jak sam szatan, piekarnikiem. Po dwóch godzinach drapania/skrobania/wyzywania/wycierania/psikania/szorowania spodziwałam się bardziej odnalezienia Arki Przymierza, aniżeli zwykłego piekarnika. Faceci, którzy są zostawiani przez żony nie radzą sobie chyba najlepiej z piekarnikami. Chwilę później, zrobiło mi się strasznie wstyd za siebie, za swoją głowę. Bo kiedy CL poprosił mnie, żebym usunęła jej kosmetyki z łazienki i wyjaśnił sytuację, zrobiło mi się tak jakoś lżej na serduszku, że jednak mężczyźni również bywają po 17 latach porzucani i ich też czasami coś boli. Z ojczyzny to chyba przywiozłam - nie ważne, że mi zle, poki komus jest jest jeszcze gorzej </3
Złe dziecię, muszę nad tym pracować i zacząć myśleć w mniej zepsuty sposób.
A propos nowych skillów, potrafię sama sobie zabronić kupienia nowej paczki papierosów, zmusić do racjonalnego gospodarowania zasobami czekoladowymi oraz czasami krzyknąć 'idz na rower, tłuściochu'. I, o dziwo, idę. Z tym, że to nie do końca jest rower. Btw popełniono straszny błąd logistyczny instalując owo cudo w pokoju bez telewizora. Trudno, jakoś przecierpię. Albo przeniosę ;]
Otarłam się o możliwość pracy dla Szanel, ale jestem tak samowolna, że po 5 minutach job interview wstałam i wyszłam. Szanel urodziła się w Polszy, (zapewne jako Bogusława lub Włodzia) wyjechała z rodzicami do Paryża (gdzie jej imię, Bogusławę lub Włodzię zastąpiono francuskim odpowiednikiem) a poźniej z jakimś fagasem do Szwecji. W kazdym razie pani zapomniała ując łaskawie w ogłoszeniu, że nie szuka housekeepera, a całoetatowego niewolnika z dwugodzinnym wychodnym raz w tygodniu. I, mówiąc o swojej rekonwalescencji zwiazanej z pobytem w szpitalu, jakoś dziwnym trafem nie nadmieniła iż wiązę się ona z samymi plastykami a nie żadną realną chorobą. O głodowej stawce wynagrodzenia też ani mru mru.
dziękuję, nie. POGARDZAM.
Sumie trochę szkoda, bo praca dla CHANEL fajnie wyglądałaby cv. Gosia Baczyńska pewnie szybciej by się zainteresowała moją osobą, a tak to bd musiała uciekać się od ekscesu do ekscesu, żeby tylko zwrócić na siebie czyjąkolwiek uwagę - w razie gdyby same dobre projekty nie byly w stanie sie obronić.
Obiecuję, że w przyszłym tyg ogarne jakies focie z ladnymi opisami miejscówek - mam 3 dni wolnego. MIDSOMMAR ;]
Cieszę się, że wolnę, bo mnie łuopie nieco w krzyżu. Ale trochę się jednak boję tego, jak może wygladać huczne imprezowanie po szwedzku. Bardzo się cieszą z lata, ok.Midsommar jest tutaj drugim największym świętem, zaraz po Bożym Narodzeniu. Trzecie jest chyba to rakcośtam, ale o tym na jesieni, jeśli nie rozdziobią mnie kruki.
Niby cieszę się razem z nimi. Ale nie aż tak, żeby przy 14 stopniach popierdalać w transparentnych kiecach albo w którkich spodenkach do garnituru. Meanwhile, du telepie się po cichutku w dwóch swetrach i przeklina moment, w którym zdecydowała się wyjść z domu bez kurtki. Zawsze wieje. Co jest koljące w obliczu upałów, KTORYCH TERAZ NIE UŚWIADCZAM, więc mnie nie obchodzą plusy różnych bryz morskich i innych takich. Czuję, że wieje. Przez co zawsze wydaje się, że jest zimniej.
Wracając do celebrowania nocy swiętojańskiej - generalnie opiera się to na tanczeniu pod gwiazdami i piciu wódki ze śledzikiem, myślę, że jakoś się w tym odnajdę.
Muszę w miarę szybko ogarnąc jakąs białą kiecę, żebyt mieć w czym iść na melanż do Skansenu ;) buzi *:
Angelino T., wsysłałam Ci kartę, gdyż jako jedyna zareagowalaś na odezwę i przesłałaś mi swój adres. To trochę smutne, że mam tylko jedną koleżankę w Polszcze. xoxo misie
piątek, 15 czerwca 2012
ja już
Bardzo się cieszę, że TO już ruszyło.
Fajnie mieć drugiego blogaska, moja internetowa ekspansja przybiera na sile <3
Nic mnie tu w sumie nie zaskoczyło, przeżywam jedno wielkie deja vu ;) Wszędzie tee same równo przystrzyżone trawniki. Te same białe płoty przy domkach na peryferiach ,wyglądających dla mnie jak małe kopie Willi Śmiesznotki z fotelami i kocami na werandzie. Te same miejsca, to samo metro, to samo mieszkanie i ten sam kurz w domach. Dzisiaj obchodzę dwudtygodnicę sprzątaczej pracy. Z tej okazji postanowiłam przeliczyć dostępne fundusze i zrobić pierwsze odkąd tu jestem Wielkie Pranie ;) Co prawda kupowanie nowych ubrań, kiedy stare się pobrudzą jara mnie strasznie, ale to chyba nie jest najlepsze rozwiązanie na dłuższy czas. Trochę mi ciężko, bo wszędzie kuszą ogromne plakaty z napisami REA albo SALE, aczkolwiek postaram się być dzielna - trzymajcie kciuki, misie *;
Zastanawiam się trochę nad tym, czy nie zaczynam pracy za szybko. Dzisiaj pewnien młodzieniaszek, którego rodzice wyjechali na dwa tygodnie, nie zdążył do 8 rano pozbierać dziwek z podłogi, pewnie po wczorajszej imprezie <3 Ekstra. Mamy czwartek, umieram z zazdrości przez takich dzianych dupków ;C Ale (!), jak już mówiłam - staram się być dzielna. Więc zaciskam zęby, zaciskam palce na odkurzaczu i biorę się za wypełnianie mojego przeznaczenia, za to mi w końcu tak pięknie płacą. Szwedzi wcale nie piją tak mało, jak mogłoby się wydawać z uwagi na częściową prohibicję (państwo ma nadal monopol na sprzedaż trunków powyżej, żeby nie skłamać, 4,5 procent). Sieć SISTEMBOLOGET przeżywa co piątek prawdziwe oblężenie, bo szybciej zamykają, więc spoconozmęczone szwedzioszki BIEGNĄ ile sił w nogach, aby tylko zdążyć zrobić zapasy na weekend. Głupki. Mieli na to cały tydzień, c'nie? Dużą popularnością cieszą się również polskie busy przeznaczone w teorii do przewozu ludzi. W praktyce natomiast cały bagażnik jest załadowany, obok kilku niknących w tumie kartonów walizek, róznymi bardzo fajnymi polskimi specyfikami ;DDD.
Nie nienawidzę na dziś, to chyba dobrze. Nie wiem. Może w końcu przyszła akceptacja, może to kwestia przyzwyczajenia do rzeczy, ludzi i zjawisk godnych nienawidzenia, albo po prostu nieświadomie to tamuje i jak wszystko pęknie, to spłonę w ogniu wkurwu życia. Zobaczymy. Fajnie czasami nie-ponienawidzic, nienawiść jest męcząca. A ja dzisiaj, tak jak podczas ostatnich czternastu dni, trochę nie mam siły.
Cieszę się niezależnością. Bardzo łatwo się przyzwyczajam do nowego otoczenia, ciekawe czy to dlatego, że wszędzie czuję się jak w domu czy nigdzie nie czuję się jak w domu. Czuję się normalnie. W każdym miejscu tak samo. Kawalerskie życie mi służy. W sypialni mam duży tv, obejrzałam nawet mecz (zakochałam się też, tak). Fajne plakaty z cycatymi niuńkami też są. Spoko. Kupiłam bardzo dużo mozzarelli, dużo pomidorów i powoli ogałacam krzaczek z bazylią. Jest spoko. Na potem zostawiłam sb zupki chińskie, mam bardzo duuuuzo zupek chińskich. Będę świecić w nocy. Albo i nie będę, bo do sierpnia mogę tylko pomarzyć o czarnym gwieździstym niebie ;];] Na początku było trochę cięzko z zasypaniem, ale wpadłam na genialny pomysł zabrania kartonów z ICA (główny zaopatrzeniowiec mojej lodówki, pozdro) i pozasłaniałam okna, więc już spoko.
Nie kupiłam jeszcze kartek ;) ale kupię i wyślę, możecie powolutku nadsyłać dokładne adresy - nie zmarnują się, promys.
Dzisiaj wydawało mi się, że widziałam Szczęsnego na deptaku. Trochę mało prawdopodobne i odwrotnie proporcjonalnie dziwne, bo kocham (odkąd obejrzałam pierwszy mecz, transmutowałam w futbolową pseudogrupies albo coś) Perquis'a. Btw. do obejrzenia meczu przyczynił się brak jakichkolwiek planów na cokolwiek, a palić mogę tu + Marina (rosyjska sąsiadka, właścicielka polskiego yorka z różową kokardką zwanego powszechnie Guczim, który słucha tylko mnie, bo przeklinam do niego po polsku a sam owy szczuropies pochodzi z Gdańska) namawiała mnie do oglądania i strasznie jarała się tym, że ruscy mogą dostać od "naszych" - czyli reprezentacji PL, własnościowo mojej i Mariny. Jej uwadze nie umknęły również planowane przez polskich kiboli ustawki, których głównym celem było przelanie jak największej ilości sowieckiej krwii - tym też się jarała. Trochę to smutne, ale po zawiści w oczach wnioskuję, że ta kobieta raczej nie ma zbyt wielu dobrych wspomnień związanych z ojczyzną i rodakami. Może ją sprzedali do Szwecji? Kto wie, w końcu jej szwedzki mąż jest jakiś milion lat starszy ;]
Miałam wrzucić foty, ale dopiero dzisiaj odzyskałam sprzęt - więc jak tylko wyjdę z domu (co jest równoznaczne z ukonczeniem pierwszego dudowego posta na blogasku) to trochę natrzaskam. Chociaż google ma pewnie lepsze, bo nie mam talentu do robienia fot (w przeciwieństwie do ojca mego, który ma nawet ah oh fotobloga) i technika mnie nie lubi (jego lubi).
Tęsknię trochę, ale jestem dzielna. Cały czas tworzę w głowie hymny o mojej domniemanej dzielności, staram się nadać wszystkiemu jakiś sens i trochę bardziej we wszystko wierzyć.
Poki co wrzucam jotubowski filmik, który da Wam pewnien podgląd na to, jak bardzo upierdolone kuchnie muszę sprzątać i jak bardzo smaczne jest wszystko to, czym mnie goszczą. Paj ze czymkolwiek nie jest spoko (kruche i tłuste ciasto, bardzo popularne z nadzieniem jajecznicowym, tak. jajecznicowym. nie mylić z jajecznym), a wędzone mięso z łosia (borze muj drogi, nazwy za cholerę nie powtórzę - jeśli kiedyś jakiś szwedzioszek zaproponuje Wam coś o bardzo bulgoczącej i dość długiej nazwie MIEJCIE SIĘ NA BACZNOŚCI) nie jest spoko jeszcze bardziej:
Buzi buzi buzi, idę czytać Bonda nad zatokę *;
Przepraszam wszystkich wrażliwców za literówki i wszelkiej maści błędy (zamierzone lub też nie), ale nikim mniej i nikim więcej niż sobą już raczej nie będę - więc trzeba zlać, przyzwyczaić się albo zmienić kanał ;]
środa, 13 czerwca 2012
Ja jeszcze przed
Uważam że to Dude powinna napisać pierwszą notkę, bo to ona jest tak naprawdę gdzieś tam na północy, a ja na razie zacwelam się na zapas w Soplicowie. Przypomniało mi się jednak że Dude nie postnęła nic jeszcze z prostego powodu - jestem Mistrzem Ceremonii, Szogunem. Do mnie należy inauguracja wszystkiego, mój to obowiązek przecinanie czerwonej wstęgi. Niech więc tak się stanie.
Poprzedni akapit był trochę wzniosły jak na mnie, ale co poradzę że mam w sobie dwie osobowości – olową i szoguńską. Choroby psychiczne i dysmózgowia są teraz bardzo modne, i bardzo wygodne – wiadomo, to w końcu jakaś wymówka. Ja jednak nie jestem ciotą i nie będę przeszukiwać wikipedii w poszukiwaniu jakiejś diagnozy – ja po prostu nie umiem pisać, z polskiego u Pani W. miałam zawsze dwa, no i lubię słowotwórstwo. Ponadto trochę mnie to [ladnie mowiac] nie obchodzi, bo czytają to tylko moje ziomki, o oni wiedzą o co cho. A jeżeli zdarzy się że nie znam czytającego, to hymmm, też mnie to [ladnie mowiac] nie obchodzi, bo nie zwykłam zwracać uwagi na opinię osób których nie znam… CHYBA że jest to ocena sprzedającego na allegro albo KWC na wizaz.pl – pamiętajcie zawsze sprawdzajcie to przed zakupem!!!
Dobra, to napisze jak tam przygotowania do wyjazdu. Hahah, niestety nie mam przewodnika ani planu zwiedzania, ale tutaj jestem pewna że mój wrodzony, 16 zmysł mnie nie zawiedzie. Mam za to uzbieranie pinionżków na tak zwane suweniry. Będzie tak zajebiście, że potrzebuje sobie sprawić dużo suwenirów – im więcej tym więcej będę pamiętać!! Przygotowane – lista sklepów z kosmetykami + lista marek w które muszę się obkupić (ULTA nadchodzę), second handy spisane… Pracuję jeszcze nad listą koncertów, prawdopodobnie dopiero tam to ogarnę ale wiem że mogę wpaść na The Fray, Jasona Mraza i Wiza Kalife na 100%. Co do tego ostatniego to jak powszechnie wiadomo, znam dwie jego piosenki, ale Irmina mówi że mam go obczaić, więc jak już będę na niego szła, to tak zrobię.
Nadal ubolewam nad tym dziwnym +21 prawem jeżeli chodzi używki, ale nie uwierzę póki nie zobaczę… :)
Poza mega przygotowaniami do emigracji, pracuje nad jak na razie sekret bloszkiem… niestety nie zostanę szafarką bo jak wiadomo rozmiarowo jestem passe i out. Maluję się 4 razy dziennie bo straciłam wprawę (SERIO). Dodatkowo rozsmakowałam się w kawie 3w1 co jest dziwne, groźne i złe. I trzeba z tym skończyć. Aaa, no i bolą mnie strasznie zęby przez ortodontę, ale za 2 tyg premiera moich nowych zębów więc i tak się jaram. Fotka mojego mejkap studio:
Pies gratis w pakiecie:
Rach ciach ciach, blog uważam za otwarty.
Ps. Dla niekumających jeszcze, jest to blog naszej zajebistej brygady którą łączy to że wyemigrowaliśmy, za chlepem, bądź niekoniecznie. I o tym to będzie.
Ps2. Nie wiem dlaczego Dude dała taki tytuł, ja się z nim nie zgadzam. Zawsze bałam się robić testy IQ bo wiem że pójdze mi marnie... Z drugiej strony nieobchodzimnieto.
Ps3. Zdecydowałam się wedytować tzn brzydkie słowa, ze względu na młodszych czytelników
Poprzedni akapit był trochę wzniosły jak na mnie, ale co poradzę że mam w sobie dwie osobowości – olową i szoguńską. Choroby psychiczne i dysmózgowia są teraz bardzo modne, i bardzo wygodne – wiadomo, to w końcu jakaś wymówka. Ja jednak nie jestem ciotą i nie będę przeszukiwać wikipedii w poszukiwaniu jakiejś diagnozy – ja po prostu nie umiem pisać, z polskiego u Pani W. miałam zawsze dwa, no i lubię słowotwórstwo. Ponadto trochę mnie to [ladnie mowiac] nie obchodzi, bo czytają to tylko moje ziomki, o oni wiedzą o co cho. A jeżeli zdarzy się że nie znam czytającego, to hymmm, też mnie to [ladnie mowiac] nie obchodzi, bo nie zwykłam zwracać uwagi na opinię osób których nie znam… CHYBA że jest to ocena sprzedającego na allegro albo KWC na wizaz.pl – pamiętajcie zawsze sprawdzajcie to przed zakupem!!!
Dobra, to napisze jak tam przygotowania do wyjazdu. Hahah, niestety nie mam przewodnika ani planu zwiedzania, ale tutaj jestem pewna że mój wrodzony, 16 zmysł mnie nie zawiedzie. Mam za to uzbieranie pinionżków na tak zwane suweniry. Będzie tak zajebiście, że potrzebuje sobie sprawić dużo suwenirów – im więcej tym więcej będę pamiętać!! Przygotowane – lista sklepów z kosmetykami + lista marek w które muszę się obkupić (ULTA nadchodzę), second handy spisane… Pracuję jeszcze nad listą koncertów, prawdopodobnie dopiero tam to ogarnę ale wiem że mogę wpaść na The Fray, Jasona Mraza i Wiza Kalife na 100%. Co do tego ostatniego to jak powszechnie wiadomo, znam dwie jego piosenki, ale Irmina mówi że mam go obczaić, więc jak już będę na niego szła, to tak zrobię.
Nadal ubolewam nad tym dziwnym +21 prawem jeżeli chodzi używki, ale nie uwierzę póki nie zobaczę… :)
Poza mega przygotowaniami do emigracji, pracuje nad jak na razie sekret bloszkiem… niestety nie zostanę szafarką bo jak wiadomo rozmiarowo jestem passe i out. Maluję się 4 razy dziennie bo straciłam wprawę (SERIO). Dodatkowo rozsmakowałam się w kawie 3w1 co jest dziwne, groźne i złe. I trzeba z tym skończyć. Aaa, no i bolą mnie strasznie zęby przez ortodontę, ale za 2 tyg premiera moich nowych zębów więc i tak się jaram. Fotka mojego mejkap studio:
Pies gratis w pakiecie:
Rach ciach ciach, blog uważam za otwarty.
Narka szparka!
Ps. Dla niekumających jeszcze, jest to blog naszej zajebistej brygady którą łączy to że wyemigrowaliśmy, za chlepem, bądź niekoniecznie. I o tym to będzie.
Ps2. Nie wiem dlaczego Dude dała taki tytuł, ja się z nim nie zgadzam. Zawsze bałam się robić testy IQ bo wiem że pójdze mi marnie... Z drugiej strony nieobchodzimnieto.
Ps3. Zdecydowałam się wedytować tzn brzydkie słowa, ze względu na młodszych czytelników
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)